Biały szkwał
Mój tata kupił nie dawno jacht „Ula” . Wypłynęłam wraz z rodzicami na jezioro selment wielki , ale tylko na foku , ponieważ moja mama była wystraszona . Nagle zerwał się większy wiatr . Byliśmy wtedy blisko brzegu . Tata krzyknął , że idzie biały szkwał , dał mi ster , a sam poszedł pomóc mamie wyciągać miecz . W tym momencie porwał się fok i pękła płetwa sterowa . Jacht się wywrócił , wszyscy trzej wpadliśmy do wody i popłynęliśmy w trzciny . Nie wyszliśmy na brzeg , ponieważ znajdowały się tam drzewa , które w czasie tak silnego wiatru ( i gradu ) mogły w każdej chwili spaść . Było wtedy 10 w skali beauforta . Gdy się uciszyło tata popłynął po rzeczy , które zostały w otwartym kokpicie a ja razem z mamą pobiegłam na plaże gdzie znajdowała się wykupiona przez mojego tatę boja do cumowania łódek . Idąc boso po drodze pełnej powywracanych drzew spotkałyśmy moich dwóch braci , którzy biegli na pomoc tacie . Gdy znalezliśmy się na plaży zajęły się mną moja bratowa i dziewczyna drugiego brata , a mama poszła pomóc moim braciom , tacie oraz członkom WOPR – u . Podobno maszt wbił się na 2 metry . Udało się uratować wszystko oprócz foka , płetwy sterowej , ręcznika i poduszki . Tak oto zakończyła się moja przygoda z białym szkwałem .
Wrażenia były niesamowite. To prawda. Ale najważniejsze, że nikomu nic się nie stało. I jest, co wspominać. Woda to piękne miejsce, ale i potężny żywioł. Buziaki odważna żeglarko!:)